...czyli początki ćwiczeń w domu… Teraz kiedy na to patrzę, to droga
była naprawdę długa i kręta.
Nigdy nie byłam
zwolennikiem przepełnionych siłowni. Nigdy też do nich nic nie miałam, czasem
nawet bywałam. Ale perspektywa dojazdu, przebierania na miejscu przed i później
po, powrót do domu – zabierało to (w
moim wtedy mniemaniu) za dużo czasu. A że jestem osobą, której kiedy coś
przeszkadza bardzo, to z reguły z tego rezygnuję, przygoda z siłowniami była
tylko przelotnym romansem. Kolejna rysa na życiorysie.
Pomyślałam więc,
że skoro zapału mi nie brakuje, systematyczność wypracowałam ze stepperem, to
kwestia zamiany metalowych schodków na płytę i matę nie powinno mieć większego
znaczenia.
A ćwiczenia w
domu mogę wykonywać kiedy tylko mam czas i mój dwuzmianowy tryb pracy nie będzie
już przeszkodą.
Plan był, motywacja też, czas na realizację!
Plan był, motywacja też, czas na realizację!
Mój wybór padł na „Skalpel” Ewy Chodakowskiej. Nie wiem
dlaczego… Może urzekła mnie nazwa, może komentarze, może okładka płyty, może Ewa sama w sobie. Nie
kierowałam się niczym konkretnym, tylko i wyłącznie chęcią zgubienia tych
paskudnych czterech kilogramów. Kupiłam, zamówiłam, przyszedł.
Kiedy posłuchałam
przedmowy, która Ewka zawsze umieszcza przed ćwiczeniami, poczułam, że chyba
weszłam do odpowiedniego pokoju. Trening okazał się być dość trudny, ale
satysfakcja była nie do opisania. Stepper mógł się schować! Wiedziałam, że to
jest to, co mogę nazwać "swoją bajką".
Na drugi dzień
zapał troszkę opadł, kiedy zakwasy dały o sobie znać. Ale – pomyślałam, - skoro
są, znaczy, że coś się dzieje! I dzieje się dobrze! Pituś od samego początku
bardzo mnie wspierał. Nawet nie sądziłam, że motywacja drugiej osoby może zdziałać
takie cuda.
Ćwiczyłam w
systemie: dwa dni ćwiczeń – dzień przerwy, i tak w kółko. Jasne, że bywały
kryzysy, jasne, że były dni kiedy diabelnie mi się nie chciało. Wtedy dawałam z
siebie więcej, tak dla dodatkowej motywacji. Potem jedna płyta to było dla mnie
mało, zakupiłam drugą i trzecią i czwartą. Zmieniłam tryb ćwiczeń na: trzy dni
ćwiczeń – dzień przerwy. Działało, ale nie od razu.
Wiedziałam, że
dieta jest przy wysiłku konieczna. Jadłam 5 razy dziennie, o podobnych
godzinach, zmniejszyłam ilość smażonych rzeczy, a dodałam tych z piekarnika.
Czułam się dobrze, a kilogramy zaczęły uciekać!
Plan zaczął
działać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz