Przepisy

sobota, 26 marca 2016

Przedświąteczna apokalipsa

No właśnie. Wielkanoc.

Nie da się nie zauważyć, że nadchodzi, bo po tym co zaobserwować można na parkingach sklepowych czy na targowiskach, mogłoby się wydawać, że zbliża się apokalipsa zombie, albo inna globalna zagłada.

Naprawdę... Obserwuje i nadziwić się nie mogę. Rozumiem - większe zakupy, ale nie sześciokrotność codziennych. To, z jakimi zawartościami koszyków ludzie wyjeżdżają z hipermarketów przechodzi moje wyobrażenie świątecznego obżarstwa. 
Myślę zawsze wtedy - czy taki pan/pani Iks w te (jakby na to nie patrzeć) dwa dni świąt zamierza siedzieć (tudzież leżeć) i jeść, jeść, jeść i jeść? A kiedy pójdzie w odwiedziny do rodziny, żeby spalić nabyte w czasie świątecznego obiadu kalorie, to co będzie tam robić? Jeść? No a jakże!
Nie sądzę.
Widzę, że hasło "święta" wzbudza w przeciętnym konsumencie potrzebę gromadzenia zapasów, jakby jutra miało nie być. Oczywiście, nie łudzę się, że to wszystko zostanie przejedzone (a jeśli tak to gratuluję pojemności żołądka). Najczęściej spora część tego przedświątecznego szału wyląduje potem w koszu. No, bo ile dni z rzędu można jeść tą samą sałatkę warzywną?
Przed świętami: Nie ruszaj, bo to na święta! W ostatni dzień świąt: Jedz, bo się zmarnuje! I tak w kółko, w każdym domu...

Podobna fascynację wzbudza we mnie fenomen przedświątecznego mycia okien. Nie istotnym jest, czy są brudne. Ważnym jest, żeby na święta zostały umyte.  Małe znaczenie ma, że plucha, że zimno, że śnieg leży na chodniku. Na Wielkanoc okna muszą być czyste! Choćby trzeba to było przypłacić zdrowiem, grypą lub zakwasami przez kolejne (świąteczne) dni, tradycji powinno stać się za dość...
Wielokrotnie, jako dziecko patrzyłam na zabiegana mamę, która później przy świątecznym stole narzekała tylko jak bardzo musiała się napracować i ile dni wcześniej musiała rozpocząć przygotowania. Zawsze interesowało mnie słowo "musiała". Czy nie powinno zostać zastąpione przez "chciała"?

Nie wiem, może ja jestem z innej planety, może nawet z innej epoki. Ale mnie wydawało się zawsze, że w świętach chodzi o atmosferę, odpoczynek, o obiad i śniadanie w gronie rodzinnym (i nie mam tu na myśli obżarstwa czy 10-daniowej uczty, na którą trzeba wykupić pół Oszona, czy Teskacza).

Cóż, może się mylę.

W każdym razie, dla wszystkich pochłoniętych szałem i dla tych bardziej z dystansem: WESOŁYCH! Tak po prostu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz