Przepisy

wtorek, 15 marca 2016

Jak to się zaczęło, czyli zmiany w głowie brontozaura...





Coś w tym jest...


Kilka razy próbowałam przerzucić się na zdrowy tryb życia. Takie bycie "fit" przecież jest super! No i że takie na czasie....no i w ogóle. Oczywiście, jak wiele rzeczy w moim życiu, kończyło sie na kilku próbach. A bo nie mam czasu, a bo trudne dni, a bo serial, a bo katar, a bo wiatr nie w tę stronę...
Moja kreatywność względem wymówek przechodziła nawet najśmielsze wyobrażenia.


Rok temu (kiedy to na mojej wadze cudem wskoczyło 5 oczek extra na plusie) powiedziałam: dość!
Godzinami miauczałam Pitkowi o tym że jestem gruba, tłusta, paskudna, przypominam brontozaura itp. On jak dzielny rycerz znosił te wszystkie epitety próbując jednocześnie wbić mi do głowy, że jeśli tylko chcę, mogę sobie z tym poradzić...


Ale jak? Przecież ja tak kocham gotować, kocham jeść..
"Poćwicz" - przemknęło mi przez myśl. No ok, ale wiem jak to sie skończy. Pomacham nogą dwa razy, a potem zostanę kolejną mistrzynią w wymyslaniu wymówek.


"A może teraz zaczniesz od innej strony?" - moja wewnętrzna rozsądna strona przemówiła. "Znajdź cel, określ go, znajdź taką aktywność, która Ci odpowiada, zmotywuj się sama. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Kto kopnie cię w tyłek lepiej niż ty sama?". Ale czy umiem? A co tam, spróbuję!
Robię plan!


No ok, to po pierwsze: cel! - osiągalny, mierzalny (pamiętam z korpo-szkoleń, o dziwo przydają się!)
Pomyślałam, że chcę zrzucić 4 kg. Przecież to nie dużo! Dam radę! Poszukam motywacji, tyle się o niej mówi.


Po drugie, więc: motywacja! Co zmotywuje lepiej niż metamorfozy dziewczyn "przed" i "po"? Poszukiwania, przeglądania, analizowanie. Widziałam, że przynosi to zamierzony skutek. Coś zaczęło kiełkować w głowie brontozaura. Juhuuu!


I wtedy przyszło po trzecie: metamorfoza talerza! Zero słodyczy (o matko!), zero coli (dam radę!), chlebek będzie z ziarenkami (lubię), a reszta stopniowo, bez szoku... Uff... (na szczęście).


Po czwarte było dość przyjemne: ćwiczenia. Tak, tak, wbrew pozorom pomyślałam, że podejdę do tego optymistycznie. Bo inaczej pomysł się nie sprawdzi. Znam się przecież. Jak będzie bolało, jak będzie "na siłę" to ucieknę...

Teraz nie ma zmiłuj! Nie ma litości! Teraz wszystko zależy ode mnie! Zaczynam....


...ale o tym jutro! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz