Dziś dzień wolny
od treningu. Za to wczoraj dołożyłam sobie za dwoje. Pod koniec padłam na matę
i nie mogłam złapać oddechu! Czułam satysfakcję z dobrze wykonanej roboty! I obolałe
nogi również!
Dziś trochę czuję
wczorajsze wysiłki, ale przecież o to w tym chodzi.
Policzyłam, że do
wyjazdu na nasze piękne, greckie wakacje zostało nam tylko 11,5 tygodnia. Oł
jeee! Za 11,5 tygodnia będę wygrzewać się w Kefalońskim słońcu popijając
najpyszniejsza na świecie grecką kawę! Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli te
wakacje spędzić w innym miejscu! Kefalonia bez wątpliwości odcisnęła się w
naszych duszach swoim turkusowym pięknem.
Pitek tez od razu
przystał na tą propozycję. Będzie znowu wypuszczał się na to swoje czaplowanie
(w naszym słowniku: szukanie muszelek, brodząc w wodzie jak czapla) i pewnie
znowu przywieziemy ich niezliczoną ilość w tubach po chipsach (zakładając, że
chipsów w tym roku nie będzie, to nie mam pojęcia w czym je przywieziemy!).
Aaaaa, nie mogę się
już doczekać. Do Lixouri jedziemy po raz drugi (w ubiegłe wakacje byliśmy tam
pierwszy raz), i jestem przekonana, że jeszcze kiedyś na pewno tam wrócimy.
Swoją drogą muszę poświęcić jakiś jeden post na opisanie uroków tamtego
miejsca. A jest o czym pisać. Raj na ziemi, taki nasz, taki mały, taki
wyjątkowy.
No, ale… najgorzej
będzie z utrzymaniem swojego apetytu na wodzy. Miejscowe jedzenie nie ułatwia
zachowania zdrowego rozsądku w kwestiach diety. Kurczę, no przecież muszę się jakoś
powstrzymać. W końcu, dwa dni po przylocie do domu mam pierwszą przymiarkę
sukienki ślubnej. Ale byłby numer, gdybym się w nią nie zmieściła… Nieeee,
odrzucam takie koszmarne myśli! Choć to wielce możliwe… Aj!
No, ale wracając
do tematu i do spraw przyziemnych, postanowiłam, że te kilkanaście tygodni
wykorzystam na jeszcze bardziej intensywne treningi. Nie ma lekko. Muszę dać z
siebie wszystko do samego wyjazdu! A potem jeszcze bardziej! Tak! Zamierzam
codziennie rano biegać sobie po plaży (Xi, zachęca do tego, jak żadna inna
plaża) i co kilka dni odstawić jakiś konkretniejszy trening. Do tego czasu, będę
jeszcze bardziej uważać na to, co jem i postaram się przerzucić na 6-dniowy
tryb ćwiczeń. Day off wypadnie mi wtedy tylko w niedzielę. Zobaczymy, czy podołam.
Może w ten sposób,
na dwutygodniowym wyjeździe, uda mi się nie odzwyczaić od ćwiczeń i nie
przybrać (znacząco!) na wadze. Trzymajcie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz